To była ta bomba, ten cymes, na które wszyscy czekali. Oto Jarosław Kaczyński wymyślił sam na siebie „dziadka z Wehrmachtu”, i pod koniec kampanii popełnił polityczne harakiri ! To bardzo odważny człowiek! Dawno nie widzieliśmy człowieka, który grzebał by siebie samego w końcówce zmierzania ku władzy. I poleciał dubletem, bo nie dość, że napisał głupstwo o Angeli Merkiel, to na dodatek zgodził się na występ w magazynie Tomasza Lisa, co miało być ersatzem konfrontacji telewizyjnej z Donaldem Tuskiem. Dzięki temu wypromowana została jego polityczna obelga rangi europejskiej na Niemkę z NRD, i odsłoniła jego starą twarz satrapy. W ten sposób cały kraj – ten wiejski i miejski - dowiedział się o starych „zaletach” osobowości Jarosława Kaczyńskiego, i poważnego osłabienia instynktu samozachowawczego. W sumie widać, że do jego drzwi zapukał uwiąd starczy. Dzień dobry! - na nowej drodze życia!